W moim życiu kilkakrotnie byłam świadkiem wydarzeń, które można nazwać przełomowymi. Brałam udział w słynnym wiecu ósmego marca 1968 na Uniwersytecie Warszawskim. Poprzez środki masowego przekazu śledziłam bunt młodzieży na Zachodzie w tym samym roku. W 1980-tym kibicowałam "Solidarności", w 1989-tym upadł PRL, a wkrótce potem można było obejrzeć w telewizji, jak Niemcy przekraczają mur berliński i rozbijają go na kawałeczki . W grudniu 1991 rozpadł sie ostatecznie Związek Sowiecki.
Gdy teraz wspominam to wszystko, uderza mnie nieprzewidywalność wszystkich tych zdarzeń. Jeszcze w dniu ósmego marca 1968, gdy po naszym wydziale rozeszła się wieść, że zaraz będzie jakiś wiec, prawie nikt w to nie uwierzył. Poszłam jednak wraz z kolegą na Krakowskie, by zobaczyć co i jak. Dopiero kiedy tuż przed bramą Uniwersytetu zaczepił nas jakiś facet o zakazanej mordzie i próbował przeszkodzić nam w wejściu na teren UW, zrozumieliśmy, że coś jest jednak na rzeczy. Ten typ był czlonkiem bojówek SB i ORMO, przywiezionych autobusami by udawali "klasę robotniczą". Udało się nam go wyminąć i poszliśmy na ten wiec. O samym wiecu opowiem być może kiedyś przy innej okazji, ale dla potrzeb dzisiejszej notki ważne jest to, że nawet w dniu , w którym rozpoczęły się te wydarzenia, nikt lub prawie nikt nie umiał przewidzieć, co się będzie działo i jakie będą tego skutki.
Nie inaczej było na Zachodzie. Stosunkowo drobna sprawa, jaką był zakaz odwiedzin w jednym z akademików w Nanterre doprowadziła do powstania wielkiego ruchu młodzieży, który rozlał się na wszystkie kraje zachodnie. Politycznie okazał się on niewypałem, bo głoszone hasła były anarchistyczne, lewackie, naiwne i wręcz dziecinne, ale w kulturze oraz obyczajowości spowodował istną rewolucję. Osobiście uważam nawet /choć wielu się z tym nie zgadza/, że względna wolność oferowana obecnie przez Internet jest odległym w czasie skutkiem tych wydarzeń. Jeszcze w kwietniu 1968 nikt nie mógł tego wszystkiego przewidzieć.
Przejdźmy teraz do roku 1980-ego. Mało kto dziś to pamięta, ale pierwszego maja odbył się tłumny pochód z czerwonymi sztandarami. Komunistyczni oficjele odbierali hołdy, jak co roku. Wkrótce potem odbyły się wybory do komunistycznego Sejmu. Frekwencja według źródeł opozycyjnych (tak !!!) wynosiła 80%. Tylu ludzi posłusznie głosowało na PZPR. Premierem został wtedy Babiuch. Nie można było sobie w tym czasie nawet wyobrazić, że za trzy miesiące cały system zacznie sie walić i powstanie wielomilionowa "Solidarność".
Zupełnie podobnie było i w roku 1989. Gdy w roku 1987 wracałam ze Szwecji i w sklepiku na naszym osiedlu powitała mnie kartka "cukru, mąki i soli brak", nie sądziłam jednak, iż PRL nie przetrwa nawet dwóch lat. W lutym czy marcu 1989 nikt nie mógł przewidzieć, że w listopadzie runie mur berliński. W czasie , gdy powstawał rząd Mazowieckiego, byłam akurat w USA. Pamietam, jakim szokiem było tam dla wszystkich, że nie-komunista został premierem. Również rozwiązanie Związku Sowieckiego przez Jelcyna w grudniu 1991 było niespodzianką.
Przejdźmy teraz do chwili obecnej. Wydaje się nam, że wszystko jest już poukładane, scena polityczna jest zabetonowana i przez całe dziesięciolecia nic się już nie może zmienić. Przypominam jednak, że podobnie było tuż przed każdym z opisanych powyżej wydarzeń. Z moich wywodów wynika jasno, że nie da się tego przewidzieć, ale w perspektywie kilku, lub kilkunastu lat może nas czekać więcej niespodziewanych rzeczy.