"Gdy Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu rozum odbiera" - to znane powiedzenie stale przychodzi mi na myśl, gdy śledzę zamieszanie wokół pomysłu usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. To Bronisław Komorowski chce się go pozbyć, a wtóruje mu Stefan Niesiołowski bredzący o krzyżu jako symbolu nienawiści.
Jest jasne, że każdy choć trochę rozgarnięty polityk, znalazłszy się na miejscu Komorowskiego, pospieszyłby zaraz po wyborze pod ten krzyż, złożył tam wieniec i oddał hołd swojemu poprzednikowi. W ten sposób zwiekszyłby prestiż swojego urzędu i pozyskałby nowych zwolenników. Dlaczego więc prezydent elekt nie postępuje w ten sposób?
Wydaje się, że wykonuje on polecenie swojej partii, która chce nadal kontynuować wojnę polsko-polską i kampanię nienawiści, co służyła jej przez poprzednie pięć lat. Wokół tego krzyża odbywaja się zreszta i inne dziwne manewry. Oto przedwczoraj /11.07/ na portalu Polityka.pl ukazał sie reportaz p. Edyty Gietki p.t. "Krzyz , co dzieli Polaków" Omówiono w nim działalność Społecznego Ruchu Obrony Krzyża założonego i kierowanego przez Janusza Zielińskiego, emerytowanego pracownika sekcji kryminalistyki MO. Wydaje się, że to właśnie z tej organizacji wywodził sie tajemniczy facet, który podczas uroczystości 10. 07 na pl. Piłsudzkiego biegał po placu z magnetofonem nadając informacje o tragedii smoleńskiej, a potem próbował wmawiać ludziom, że to właśnie działacze Ruchu 10 Kwietnia są agentami. W każdym razie Polityka potraktowała p. Zielińskiego i jego ludzi bardzo ciepło.
Istnieje też całkiem inna możliwość. Nie jest wykluczone, że Komorowski szczerze chce się pozbyć tego krzyża, ponieważ przypomina mu on o czymś. Przyszła mi tu na myśl tragedia Szekspira "Makbet". Tytułowemu bohaterowi ukazuje się w niej dwukrotnie duch Banka, dawnego przyjaciela Makbeta, którego ten zamordował. Zjawa ta przypomina o zbrodni i nieuchronnej karze. Być może krzyż przed Pałacem Prezydenckim jest dla Komorowskiego takim "duchem Banka".
Zachęcam do czytania moich blogopism. Linki - /TUTAJ/.